Jesteśmy z Tosią stałymi bywalczyniami parków.
Codziennie robimy rundki, przesiadujemy na ławkach, a ja mam czas na
wszystkie zalegle telefony.
Dzisiaj, kolejny raz zostałam zaatakowana przez ślicznego młodego spaniela. Piesiu jest słodki i za każdym razem przyjmuje podobna taktykę: podbiega uśmiechnięty, merdając ogonem. Nie dotykam go, ale w chwili kiedy odwzajemniam uśmiech zaczyna na mnie szczekać, idzie za mną zdecydowanym krokiem i probuje złapać mnie za kostkę. Gdzieś w oddali słyszę jego właścicielkę, staram się nie okazywać strachu, ale tak naprawdę serce mam na poziomie krtani.
Dzisiaj, kolejny raz zostałam zaatakowana przez ślicznego młodego spaniela. Piesiu jest słodki i za każdym razem przyjmuje podobna taktykę: podbiega uśmiechnięty, merdając ogonem. Nie dotykam go, ale w chwili kiedy odwzajemniam uśmiech zaczyna na mnie szczekać, idzie za mną zdecydowanym krokiem i probuje złapać mnie za kostkę. Gdzieś w oddali słyszę jego właścicielkę, staram się nie okazywać strachu, ale tak naprawdę serce mam na poziomie krtani.
Piesiu ewidentnie mnie nie lubi.
Zaczęłam
zastanawiać się co stanie się kiedy Tosia podrośnie, będzie stawiać w
parku pierwsze kroki i odwzajemni uśmiech spanielka.
Z jej perspektwy piesiu będzie
olbrzymem. Sami wyobraźmy sobie psa, który jest wysoki na półtora metra.
To w zasadzie mały dinozaur ;)
Dzisiaj odnalazłam regulamin parku: właściciele czworonogów mają nakaz wyprowadzania psów na smyczy i w kagańcu.
Nie wiem co powinnam zrobić, żeby zadzwonić na policję, albo do straży miejskiej muszę chyba poczekać aż piesiu porządnie mnie ugryzie.
Kiedyś miałam kochanego jamnika Batona i wiem jak fajnie jak pies
może wybiegać się na spacerze. Niestety na razie dzieci w parku
wciśnięte są w ogrodzony plac zabaw wielkości kilkudziesięciu metrów
kwadratowych, a psy zajęły pozostałą część parku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz