4 września 2015

SEN DZIECKA – a w zasadzie o długoterminowych problemach ze snem rodziców


Od wielu miesięcy zbierałam myśli, żeby napisać o śnie dziecka. Jest to dla mnie temat numer jeden od ponad dwóch lat.

Dokładnie dwa lata i cztery miesiące temu urodziła się nasza córeczka Tosia.
W ciąży przejrzałam parę książek na temat niemowląt i z głębokim przekonaniem, że wiem wszystko weszłam w rolę mamy. Tosia od pierwszych tygodni dość szybko złapała swój dobowy rytm i budziła się co około 2 godziny na karmienie, które trwało koło 45 minut i kończyło się zmianą pieluchy i myciem pupy ( idealna przemiana materii ). Niezależnie więc od pory dnia i nocy nasz rytuał trwał i trwał. Karmienie trwało około 8 godzin na dobę. W nocy poza karmieniem Tosia przebudzała się, kręciła, jęczała...
Wszyscy byliśmy coraz bardziej zmęczeni, poza Tosią oczywiście. Z czasem było coraz gorzej, budziła się nawet co godzinę, co 15 minut... Była coraz starsza, a my nie potrafiliśmy zrobić nic co pomogłoby jej nauczyć się spać. Pochłonęłam literaturę na temat snu i zasypiania, przeszukałam internet w nadziei na znalezienie złotego środka. Naszym tematem numer jeden było to, że Tosia nie śpi, a my czuliśmy się coraz bardziej sfrustrowani i niewyspani.

Przez około 20 miesięcy próbowaliśmy wszystkiego: spanie w naszym łóżku, spanie w innym pokoju, w małym łóżeczku, bliżej nas, dalej, w śpiworku, pod kołdrą, w takiej piżamie lub w zupełnie innej. Po roku przestałam karmić piersią w nadziei, że to mleko matki jest powodem naszych zmartwień. Niestety nakarmiona mlekiem modyfikowanym i kaszką Tosia również się budziła.

Czasem zdarzały się noce, kiedy udawało jej się przespać parę godzin, więc powtarzaliśmy cały rytuał w taki sam sposób tylko po to, aby kolejnej nocy znów wstać kilka razy i zrozumieć, że nic nie działa.
Pewnego dnia napisałam na ścianie nad jej łóżeczkiem: „Tosiu, życzymy Ci słodkich snów”. Tamtej nocy Tosia spała nad wyraz dobrze, a my doszliśmy zgodnie do wniosku, że nie mamy żadnego wpływu na to jak śpi nasza córka i zaakceptowaliśmy aktualny stan rzeczy.

W końcu, po długich miesiącach - zaczęła spać! Czasem mam wrażenie, że to po zastosowaniu tzn „przerwy”, o której przeczytałam w książce „ Francuskie dzieci nie grymaszą.” Autorka radzi wsłuchać się w płacz dziecka i pozostawić je na 2-3 minuty, aby dać mu szanse, żeby samo zasnęło. Twierdzi ona, że dzieci płaczą przez sen i w momencie, kiedy próbujemy je uspokoić wybudzamy je na dobre. Nie mam jednak stuprocentowej pewności.
Kiedy Tosia skończyła 25 miesięcy na świat przyszedł jej braciszek. Bardzo bałam się tego, jak damy sobie radę mając świadomość kolejnych nieprzespanych lat. Miałam w głowie wszystkie „rady i teorie” z książek, które zupełnie się u nas nie sprawdziły: tzn łatwy plan, poklepywanie po pleckach, odkładanie do łóżeczka, usypianie tylko w jednym miejscu, nie pozwalanie aby dziecko zasnęło przy piersi... i wiele innych. Chyba jedyną nie zastosowaną przez nas metodą było wypłakanie się aż do zaśnięcia ( bardzo się ciesze, że nie mieliśmy w mężem aż tak dużo desperacji ).
Franiu zamieszkał z nami z lekką żółtaczką, więc przez pierwsze dni karmiłam go przez sen, żeby zmniejszyć poziom bilirubiny. Szybko przestałam i pozwoliłam mu spać tyle ile chciał. Początkowo budził się regularnie o 2 w nocy i 5 rano, potem godziny pobudek się zmieniały, a Franek potrafił przespać 6-8 godzin bez jedzenia, wiedział też doskonale kiedy jest noc, a kiedy dzień. Nie mogłam w to uwierzyć, bo byłam przekonana, że dzieci karmione mlekiem matki nigdy nie będą dobrze spały.
Nie wprowadzaliśmy żadnego plany, tylko obserwowaliśmy rytm, który Franiu sam ustala dla siebie. W końcu po około 10 tygodniach potrafił zasnąć o godzinie 19, przebudzić się dwa razy na karmienie o 24 i 5 rano, po czym spać do godziny 7.30.
Nie mogłam uwierzyć, Franiu spał spokojnie niezależnie od tego gdzie i jak zasypiał. Po prostu zamykał oczy i po sprawie. W nocy jadł około 10 minut i od razu zasypiał.

Piszę to wszystko bo być może jesteś rodzicem, który w akcie desperacji trafił na ten blog w nadziei na znalezienie gotowego rozwiązania. Jeśli twoje dziecko nie śpi, a Ty bardzo chcesz, żeby to się zmieniło, jest duże prawdopodobieństwo, że nie masz na to wpływu, nawet jeśli śpicie na żyle wodnej, a Ty właśnie przestawiasz łóżeczko.

Moja rada: weź głęboki oddech i spróbuj skoncentrować się na tym co dobre i ważne, i na tym co nie jest związane ze spaniem. W nocy miej koło siebie zegarek i gdy twoje dziecko zacznie płakać patrz ile czasu płacze. Daj mu dwie, trzy minuty, może płacze tylko przez sen i zaśnie samo.
Z moich obserwacji wynika, że rodzice, którzy szybko się budzą na dźwięk płaczu są na przegranej pozycji. Ja niestety budziłam się po sekundzie i od razu stałam w gotowości przy łóżeczku.

Pomocny okazał się dla mnie monitor oddechu, który pozwala mi zasnąć spokojnie, bez czarnych myśli.

Pozdrawiam wszystkich przewrażliwionych rodziców takich jak ja. I wszystkich tych , którzy mają energię i zapał, aby mieć super humor mimo częstych pobudek – jesteście super – i pamiętajcie to minie! Dobranoc.

Napisała Pie Klo
Fot: Karo Turczyńska

1 lipca 2015

Wycieczka w niepogodę - czyli czego nie robić z dzieckiem kiedy pada deszcz

Jeśli kiedykolwiek wpadniecie na pomysł pokazania dwu i pół latkom zamku typu wieeelki Malbork, nie róbcie tego!
Tak bardzo "niezwykła" była nasza wycieczka do Malborka, że znów postanowiłam pojawić się na naszym blogu (wybaczcie przerwę!). 

Zaczęło się od tego, że dzień znów był deszczowy... za rok serio, wynajmiemy mobile home na południu i będziemy mieć w nosie polską pogodę niczym z wysp brytyjskich.... 
A co robi klasyczna polska rodzina podczas wakacji, gdy pogoda nie dopisuje? Wybiera się na wycieczkę.
Nas pognało do Malborka. Pamiętałam ten zamek dość dobrze z mojej pierwszej tam wizyty z rodzicami. A ponieważ teraz byliśmy niedaleko, postanowiłam pokazać swoim dzieciom największy zamek na świecie.
Córka - 7 miesięcy, Syn - 2 lata 5 miesięcy. 
No cóż...zdecydowanie znów będziemy musieli tam wrócić.

Moje rady na taki wypad są takie: nie bierz ze sobą zbyt wielu rzeczy, jeśli aktualnie odpieluchowujesz swoje dziecko, dopilnuj aby przed wycieczką załatwiło wszystkie swoje potrzeby, weź nosidło dla maluszka, zostaw wózek (zbyt wiele schodów, poziomów i kostka brukowa, z którą najlepszy wózek średnio sobie radzi), nie ubieraj się za ciepło, załóż wygodne obuwie, wybierz kurtkę przeciw deszczową zamiast parasola (po parze rąk u dwójki rodziców, może nie wystarczyć  na noszenie parasolki), od razu zrezygnuj z własnego zwiedzania i próby wysłuchania opowieści na temat tego, co właśnie widzisz, bo to tylko podniesie Ci ciśnienie, które i tak jest już zbyt wysokie, i najważniejsze...na zwiedzanie, jeśli jednak masz możliwość, wybierz ciepły dzień.
Umęczył nas ten dzień potwornie, zajechał i spowodował, że już tylko chciało nam się z siebie śmiać. W końcu zrobiliśmy to na własne życzenie. Nasze dzieci już nie pamiętają tej wizyty, a co dopiero za kilka lat, gdy mogły by zabłysnąć w szkole. 
Nawet wizyta w świetnej restauracji, mieszczącej się na dziedzińcu głównym zamku, okazała się męką, gdy z uporem maniaka co 10 minut odwiedzaliśmy WC, by dziecko starsze załatwiło co trzeba w toalecie. 

Podsumowanie wizyty w Malborku styranego Męża było bezcenne "tego dnia Ojca nigdy nie zapomnę!"


Napisała Czarna Karla

3 sierpnia 2014

Resto Nova - w Krakowie z dzieckiem.

Na naszej wakacyjnej trasie pojawił sie Kraków. Mieliśmy niewiele czasu i sił na spacer w trzydziestostopniowym upale, dlatego wybraliśmy Kazimierz. Część starego miasta, niezwykle klimatyczna, tętniąca kulturą i przepełniona turystami.
Zmęczeni i głodni wpadliśmy do poleconej przez znajomą restauracji Resto Nova Bar przy ulicy Estery 18 w samym sercu żydowskiej dzielnicy.
Miejsce jest ogromne i zachwyciło mnie ciekawym wnętrzem. Jako rodzic przeżyłam apogeum radości, gdy weszłam do sali dla dzieci. Ogromny basen z kulkami, piankowy dywan i mnóstwo zabawek. Nasze dziecko od razu poleciała do "cioci animatorki" i przez cały czas było wpatrzone w to co sie dzieje dookoła. W tym czasie zjadłam najlepszą na świecie sałatkę z grillowaną polędwicą i wypiłam lemoniadę spokojnie konwersując z małżonkiem.
Obsługa restauracji oceniam na piątkę ! Obiad dostaliśmy w ciągu 10 minut, a pani kelnerka doradziła nam co możemy zjeść idealnie trafiając w nasz gust. Polecam :-)






Napisała i zjadła Pie Klo

29 lipca 2014

Wakacje idealne z dzieckiem - Mazury

Nie wiedziałam, że poszukiwanie rodzinnych wakacji jest tak ekstremalnie trudne. W tym roku w planie mieliśmy m.in. znaleźć wakacje z dnia na dzień. Wyjazdowe, najlepiej we Włoszech, maksymalnie 1000km od domu.

Rok temu, gdy Jasiu miał 7 miesięcy, nie było by to jeszcze tak trudne. 2 lata temu, gdy byliśmy tylko we dwoje, nie byłoby najmniejszego problemu z wynalezieniem odpowiedniego miejsca. Nie mieliśmy wtedy żadnych oczekiwań i byliśmy elastyczni. 

W tym roku, kiedy Jasiu już biega, nudzi się i szuka atrakcji, znalezienie takiej oferty wakacyjnej w ciągu 3 dni i nie za nie wiadomo jakie pieniądze, graniczyło z cudem.

Po wielu godzinach przeszukiwań wyszukiwarek wakacyjnych poddaliśmy się. Zarzuciliśmy temat wyjazdu za granice. Pałeczkę w poszukiwaniach przejęłam ja. Obrałam patent poszukiwań na tzw. GRAFIKĘ. Wpisałam frazę "agroturystyka Mazury" i od razu przełączyłam wyszukiwarkę na grafikę. Nie miałam czasu na przeglądania tysiąca stronek, na których okazywałoby się, że miejsce nawet nie jest godne uwagi. Szukaliśmy miejsca dopasowanego do wypoczynku z dzieckiem, z placem zabaw, koniecznie z dostępem do wody i dobrym jedzeniem.

I udało się!!! Jestem zachwycona i znów wpakowałabym rodzinkę do auta i mimo fatalnej drogi z Wrocławia na Mazury, wróciłabym tam.
W Hotelu Jabłoń obok Piszu znaleźliśmy wszystko. Mieszkaliśmy w bardzo klimatycznym domku, urządzonym w rustykalnym klimacie. Jasiu miał przygotowane swoje łóżeczko, pościel, a nawet elektroniczną nianię. Obsługa zadbała również o nas...a raczej obecnie o męża mojego....codziennie do  pokoju dostarczano nam butelkę wina lub domowej roboty nalewki oraz pyszne ciasteczka, prosto z piekarnika (nie uczulające Jasia - dodatkowy plus!). Prawda, że miło!

W ciągu dnia nie było nudy. Płytkie i bezpieczne zejście do przezroczystej wody, hamaki porozwieszane gdzieniegdzie, 2 romantyczne pomosty, łódki, kajaki, trampolina, plac zabaw, 4 korty tenisowe, 2 boiska do siatkówki, restauracja przy samej plażyczce, dzięki czemu spożywana na niej kawka lub obłędnie pyszna gorąca czekolada, smakowały jeszcze lepiej. Wszystko dopasowane tak, by dziecku nic się nie stało, a rodzice też mieli szanse wypocząć. Jednak największą atrakcją dla Jasia były kurki kokokoko (nauczył się dzięki temu wypowiadać sylabę "ko"). W zagrodzie/kurniku było 9 kurek, które znosiły pyszne jaja na śniadanie. Jasiu codziennie odwiedzał nowe "koleżanki" i nie dało się go od nich oderwać.

Dodatkowo pojeździliśmy po boskiej okolicy. Lasy, jeziora - wszytko piękne. Sentymentalne wręcz, bo się kiedyś studencko żeglowało, a to se pewnie już nevrati, choć liczę, że moje dzieci załapią żeglarskiego bakcyla. W każdym razie w planie są wakacje pod żaglami, jak nie dla nas wszystkich, to przynajmniej dla młodszej generacji :)










Napisała Czarna Karla

24 lipca 2014

"Na dobry początek" - biblioteka w deszczowy dzień



Dzisiaj pada, więc odwiedzamy bibliotekę!

I to jest początek kilku miłych niespodzianek:
Biblioteka mieści się w przepięknej stuletniej kamienicy, od razu przenosimy się w czasie, w przestrzeń miliona książek. Pani przemiła, przypomina Brigitte Bardot, która właśnie skończyła 50 lat i zaprasza nas do kolejnych pomieszczeń bibliotecznych.
Cisza, spokój, ludzi zero. Jedna z sal to miejsce księgozbioru dziecięcego. Tosia (15 miesięcy) biega podekscytowana i próbuje wyciągnąć jak najwięcej książek, w końcu zaczyna bawić się piłkami i oglądać rybki w akwarium. Po 30 minutach słyszę "brum brum" to znaczy, że wsiadamy do wózka i wracamy.
Na pożegnanie dostałyśmy prezentowy pakiet startowy: płócienną torbę, książkę "Bardzo głodna gąsienaca", która w idealny sposób pomaga w nauce liczenia i książeczkę "Na dobry początek, która zawiera informacje o programie Biblioteki Miejsciej we Wrocławiu, wierszyki, piosenki i listy godnych przeczytania książek. W środku - karta biblioteczna, którą można aktywować.
Projekt "Na dobry początek" przygotowany został z myślą o maluszkach, które już od pierwszych chwil mogą zainteresować się literaturą.
Pomysł genialny i świetny prezent dla malutkich i wiekszych czytelników.
Więcej, choć niewiele na stronie www.biblioteka.wroc.pl
Polecamy


Napisała Pie Klo

Amarantusowo - morelowy omlet wakacyjny

Po miesiącach śniadaniowego musli na moj stół wkracza OMLET!
Nie moge się powstrzymać i jem go codzienne od dwóch tygodni.

Przepis jest prosty kilka jajek, mleko, plus to co wpadnie w ręce, bakalie, ziarna i wszystko to, co lubimy. Wszystko smażymy na patelni. Aby przewrócić omlet na drugą stronę przydaje się duży płaski talerz, który kładziemy na paletni, jeden szybki ruch i przekręcamy patelnie tak, że omlet ląduje na talerzu, skąd ześlizgujemy do z powrotem na patelnie i smażymy z drugiej strony.

Dzisiejszy omlet na zdjęciu składa sie z :
5 jajek
kilku łyżek mleka
Dwóch łyżek mąki z ziaren amarantusa
Łyżeczki cukru
Plasterków obranej moreli

Po usmażeniu dodałam pół kubka jogurtu, maliny, borówkowy i listki mięty.

Przygotowała i zjadła Pie Klo








13 lipca 2014

Coś na wakacje. House of Cards!

W ciągu ostatnich kilku miesięcy, ciągle któryś ze znajomych wspominał mi o jakimś świetnym serialu. Jakimś House of Cards. Mimo że uwielbiam Kavina Spacy, to nie miałam czasu na uzależnienie się od czegoś, co odciąga minie od spania. Ale gdy zaczęły się wakacje, postanowiliśmy dołączyć do grona fanów tego serialu.
Rety,  jak ja ze sobą walczyłam czasami, jak mi oczy same się zamykały, gdy odpalaliśmy kolejny  odcinek z rzędu, a na zegarze zbliżała się północ. Ale to taki serial, że nie możesz sobie odmówić włączenia następnego i następnego odcinka. A gdyby tak mieć całe 2 wolne dni, najchętniej w ogóle bym nie wstawała z przed ekranu!
Polecam bardzo, a sama czekam na trzeci sezon!




Napisała Czarna Karla

Powrót do mini rozmiarów

Sporo czasu minęło od mojej ostatniej aktywności na naszym maminym blogu. Pochłonęły mnie codzienne obowiązki, praca, a przede wszystkim coraz bardziej kumający :) chłopczyk (mój). Teraz to już mogę powiedzieć, że zaczęło się wychowywanie dziecka. A to wymaga energii, zaangażowania i czujności i nie ma tu dni wolnych, weekendów, folgowania i wakacji. 
Nie ma też za bardzo czasu na pielęgnowanie siebie i drugiego maluszka rosnącego w brzuchu. Dziś po raz pierwszy, namacalnie udało mi się z przyjemnością (!) zajrzeć do sklepu... (znów) na dział z mini rozmiarami. Ciężko było mi się powstrzymać, cudne ciuszki/śpioszki/kaftaniki. Zakupy zrobiłam, powiedzmy, symboliczne (całe zestawy ubranek czekają już po starszym bracie), ale radość z zakupu wielka! Niezwykle jest teraz patrzeć na taki maleńki zestaw. Głównie dlatego, że już wiem co się z tym wiąże, a mając przed oczami takie ubranka czuję przelatujące motylki w brzuchu :)

Ogólnie młyn jest spory, że niemal umknął by mi temat przecen...no więc wpadło mi w oko oczywiście również coś dla siebie. Ale nie żeby niepraktyczne :) bo i coś szerokiego i karmić będzie można w przyszłości :) Grunt to znaleźć wytłumaczenie dla wydanej kasy. Macie tak, że teraz zakupy robicie bardziej rozważnie, niż te "z przed dziecka"?




Napisała Czarna Karla

1 czerwca 2014

MALI OPOWIADACZE


Mali Opowiadacze trafili do nas wczoraj, książeczka wydaje się niepozorna,  ale jest dla nas czytelniczym strzałem w dziesiątkę! Okazało się, że jest to jedyna lektura, którą możemy cieszyć się wieczorami. Wszystkie książki od razu są przechwycane, kartki wyrywane i w zasadzie czytanie od razu się kończy. Mali Opowiadacze to książeczka oparta o technikę niedokończonych zdań. Na każdej stronie znajduje się obrazek i trzy słowa lub krótkie zdania, które podsuwają pomysł na historie, która sami opowiadamy. Myśle, że jest to propozycja dla dzieci w różnym wieku dla takich, które jeszcze nie potrafią mowić, ale również dla tych które chcą dać ponieść sie wyobraźni i wymyślić własną historię.
Autorem jest Robert Romanowicz, którego obrazy dodają każdej stronie niepowtarzalnego magicznego czaru.
W naszym przypadku książeczka działa usypiająco i reklaująco. Polecamy

Napisała Pie Klo

29 maja 2014

Gotowanie na szybko - jednogarnkowy mix obiadowy

Drodzy rodzice oto sposób na ugotowanie zdrowego obiadu w 7 minut.

Co potrzebujemy :
Warzywa ( ja dodałam dwie marchewki, dwa ziemniaki i kilka sparagowych zielonych główek )
Kasza ( gryczana, jaglana, jeczmięnna ... lub inna, którą macie pod ręką )
Kilka kropli oleju lub oliwy - użyłam z pestek winogron, ale każdy olej poza słonecznikowym będzie dobry.
Jajko

Warzywa umyj, pokroj w kawałki i wrzuć do małego garnka. Zalej wodą, dodaj oliwę, jajko i dwie łyżki kaszy. Gotuj do momentu kiedy danie bedzie przypominać gęstą papkę z kawałkami warzyw.

Smacznego

Napisała Pie Klo

28 maja 2014

Kredens w Jastrzębiej Górze

W trakcie naszych pierwszych nadmorskich wakacji mieliśmy przyjemność gościć w Kredensie w Jastrzębiej Górze.
Restauracja mieści się w samym środku deptakowej rzeczywistości, straganów uginajacych sie pod ciężarem wszystkiego co najbrzydsze i plastikowe.
Jeśli znudzi Wam się smażona rybka i będziecie mieli ochote na najlepsze borowikowe tagliatelle z cielęciną to Kredens jest miejscem idealnym.
Cierpliwa obsługa zniosła naszą obecność i była przemiła mimo, tego co wyczyniało nasze zniecierpliwione dziecię. Nikt też nie rzucił krzywego spojrzenia na nasz stolik, który wyglądał jakby wybuchła na nim bomba.
ps
Tort Bezowy przepyszny, ale nie ma możliwości, żeby go zjeść samodzielnie.

Napisała Pie Klo




31 marca 2014

Podróże dalekie i bliskie cz.1 - podróż z punktu A do punktu B

Wróciliśmy zza oceanu, więc wreszcie mogę podzielić się wrażeniami z podróży z niemowlęciem. Mam też już porównanie, ponieważ byliśmy dwukrotnie w ciągu ostatnich 3 miesięcy na wypadzie samolotowym- jednym krótkim a drugim długim. 

W grudniu polecieliśmy do Barcelony, na święta (Hela miała wtedy 10 miesięcy). Loty miały trwać 1 godzinę + 3 godziny. Wczoraj wróciliśmy z podróży do USA (Hela miała 13 miesięcy), z przesiadką, więc w sumie wyszło: 6 godzin autobusem do Warszawy+ 2 godziny lotu do Londynu + 6 godziny lotu do Nowego Jorku. 

Planując podróż należy doliczyć czas dojazdu na lotnisko, oczekiwania po nadaniu bagażu i odstania swojego we wszelakich kolejkach (przeważnie ok 1-2 h) oraz transfer z lotniska do docelowego noclegu. W przypadku Barcelony nie był to długi czas, ale w przypadku wypadu do Nowego Jorku podróż trwała dokładnie 27 godzin. Jest to bardzo męczące! Bardzo!!! 

Jak się spakować i o czym pamiętać przy długim locie:
- kilka pieluszek dla dzieci i nawilżanych chusteczek
- podkład do przewijania
- kilka woreczków na brudne pieluszki - ale można się też upomnieć w samolocie, jednak na brudne śpiochy już lepiej coś mieć
- jeden zestaw ciuchów na zmianę, albo i dwa, jak dziecko jest bardzo malutkie albo pełne energii ;)
- śliniaczek
- 1 słoiczek z obiadkiem + mleko mm (chyba, że niemowlak jest karmiony inaczej) - sztućce nie są potrzebne, bo wszystko da nam personel
- butelka z wodą niegazowaną (0,5 l powinno wystarczyć) - woda jest też dostępna w specjalnych kranikach, można też prosić o gorącą
- kocyk i ewentualnie poduszka płaska
- zabawka, która jest "na czasie" lub tablet/smartfon z kilkoma prostymi aplikacjami dla dzieci (ewentualnie odcinkiem jakieś bajki) - nawet wrogowie dawania dzieciom takich sprzętów do ręki powinni mieć je w zanadrzu, bo kryzysowe sytuacje w samolocie mogą być trudne do zażegnania w tradycyjny sposób i by zminimalizować stres swój i dziecka oraz szybko zapanować nad sytuacją wystarczy wyciągnąć kolorowe migadełka i wrócić do stresowania się "czy wyłączyłam żelazko?" :)
- przy starcie i lądowaniu podaje się dziecku picie (z butelki albo z piersi). Przełykanie pomaga uporać się ze zmianą ciśnienia w uszach, która może być bolesna. Helena przy swoim pierwszym locie piła, a niemal każdy następny zniosła bez przełykania, więc sądzę, że nie należy panikować, jeżeli dziecko akurat odmawia picia czegokolwiek. Poradzi sobie :)

Co będzie się działo i co nam przysługuje:
Podczas krótkiego lotu do Londynu liniami LOT było
bardzo dużo wolnych miejsc w samolocie, więc
Helena spała sobie obok mnie przypięta pasem.
Turbulencji nie było i personel nie zwracał nam uwagi.
- nie udało nam się odprawić przez internet z powodu biletu dla niemowlaka (oprócz lotu liniami WIZZ AIR, bo tam się akurat dało, ale też nie było dla nas forów ani niczego przyjemnego)
- czas w kolejkach może być znacznie skrócony, gdy się o to upomnimy, lub gdy akurat mamy do czynienia z fajnymi pracownikami lotniska. Mieliśmy świetne wspomnienia z USA i Londynu - bardzo uprzejmi i od razu wyławiali nas z tłumu prosząc o przejście do uprzywilejowanego okienka lub specjalnej linii u celników. W Polsce, niestety, różnie to bywało. 
- nadając bagaż prosimy też o nalepki na wózek (na tyle części z ilu składa się nasz wózek) - my mamy dwie- stelaż z kołami oraz siedzenie, więc dostaliśmy 2 nalepki
- przechodząc przez odprawę celników należy się spodziewać badania jedzenia i picia dla dziecka (to jedyne płynu, które można zabrać) oraz skanowania wózka (trzeba mieć możliwość szybkiego rozłożenia go i nawet zdjęcia kół, bo skaner nie jest szeroki). My nie korzystamy z parasolki, więc nasz wózek wymagał zupełnego rozłożenia. Dodatkowo- rodzic, który niesie na rękach dziecko, może być zbadany jakimś urządzeniem, które ma wyczuć niedozwolone substancje. Pani pomaziała mi po ręce kulką na patyku, owiniętą rodzajem gazika, a następnie wsadziła to do jakiejś maszyny, która zgodziła się, bym poszła dalej :) Na szczęście nie musieliśmy przechodzić przez ten kontrowersyjny duży skaner, które wprowadzili na większe lotniska, tylko przez normalną bramkę wykrywającą metal. Oczywiście- na bosaka :) 
- wózek bierze się aż do wejścia do samolotu. Tam należy go złożyć i oddać obsłudze. Oni wrzucają go do luku i oddają po lądowaniu: albo przy wyjściu z samolotu, albo w specjalnej strefie bagażu niestandardowego na lotnisku  (tak było na JFK w USA i na Heathrow w Londynie). Czyli wychodząc z samolotu musimy się liczyć z tym, że nasz wózek czeka tam gdzie walizki i trzeba dziecko nieść na rękach spory kawałek. Ale już łażenie po sklepach przed lotem jest niczym niezmącone ;) 
- do samolotu jesteśmy wpuszczani jako pierwsi. Super! Idziemy do przydzielonych nam miejsc i cierpliwie czekamy na odlot :)
- przy nadawaniu bagażu należy poprosić Panią o miejsce, gdzie dziecko może spać. Pani wtedy przydzieli nam fotele tuż za ścianą (np. toalet albo kuchni), które mają więcej miejsca na nogi i miejsca na "łóżeczko do spania" dla niemowląt
- niemowlaki do 9-10 kg mogą korzystać z "rynienek" do spania. Lecieliśmy różnymi samolotami w obie strony, więc widzieliśmy dwa typy: jeden to taki rodzaj hamaka, wieszanego na specjalnych hakach w ścianie. Hamak miał szelki jak fotelik samochodowy i był wykonany z nieprzyjemnego materiału, a la gruby namiot. Dlatego warto mieć mały kocyk i poduszkę dla dziecka. Drugi samolot miał półkę z paskami, którą otwierało się jak blat stolika, prosto ze ściany. Personel przynosił do tego rodzaj pudełka, wykonanego z cienkiego materacyki. Dziecko wkładało się do środka i zapinało pasy nad pudełkiem. Niestety Helena się trochę kręciła i pasy mocujące uwierały ją w głowę albo kolana, bo były umieszczone w idiotycznym miejscu. Na szczęście się wyspała :) 
- przy każdych turbulencjach będzie trzeba dziecko wyjąć z tymczasowego łóżeczka i mieć na kolanach przypięte pasem
- dziecko cięższe niż 10 kg będzie musiał spędzić cały lot na kolanach rodzica, przypięte specjalnym pasem. To może być ciężkie do wytrzymania, ale raczej dla rodziców
- na długich lotach jedzenie jest podawane niedługo po starcie. Jak się nie boimy to możemy nakarmić dziecko czymś z naszego "talerza" lub wcześniej (kupując bilet) zamówić posiłek dla niemowlaka. My o tym zapomnieliśmy, więc dostaliśmy (poprosiliśmy o to) porcję wegetariańskiego dania dla Heleny. 
- w toaletach samolotów jest przewijak- blat rozkłada się nad toaletą. Jest dość spory i w miarę wygodny, ale twardy i niewyprofilowany. Dlatego trzeba mieć swój podkład, najlepiej jak jest w miarę miękki. Brudną pieluszkę najlepiej zapakować w woreczek i wrzucić do kosza na śmieci. 

Nad naszymi stolikami i ekranami zawieszono
hamak dla dziecka. Przespała w nim cały lot!
Moje przemyślenia i uwagi:
- tanie linie lotnicze są tanie ale stresujące. Nie oferują przywilejów, posiłków i szczególnych udogodnień, trudno przewidzieć czy spodoba się personelowi nasz bagaż podręczny, czy zażyczą sobie ogromną opłatę za damską torebkę typu shoper.... nie wiadomo też czy się nie przyczepią do torby dla dziecka (bo przecież jemu nie przysługuje) albo do innych tego typu rzeczy :/ 
- w przypadku opóźnienia lotu powyżej 70 minut przysługuje nam voucher na posiłek i coś do picia. Chyba, że leci się tanimi liniami, to wtedy robią nas w konia i przedłużają czas oczekiwania o 63 minuty,a gdy zbliża się wyznaczona godzina to znowu dorzucają kolejne 45 minut a potem kolejne 60 .... Następnie, z wygodnych miejsc oczekiwania w hali odlotów przeniosą nas do stania kilkadziesiąt minut w kolejce już przy gate'cie.... Bardzo, bardzo, bardzo niedobrze!!! Podobno od takich sytuacji można się ubezpieczyć kupując bilet. Wówczas przysługuje nam 100 euro za każdą godzinę opóźnienia :) Oczywiście, jeżeli to nie mit :)
- nawet w tanich liniach wózek dla dziecka jest bezpłatny i odbierany dopiero przy wejściu do samolotu. Niestety - uwaga rodzice, którzy będą musieli lecieć sami z dzieckiem- może się tak zdarzyć, że trzeba będzie znieść wózek wraz z dzieckiem, aż kilka pięter w dół i to bez niczyjej pomocy, za to z pchającymi się na plecy rodakami, którzy koniecznie chcą mieć lepsze miejsce/ przy oknie/ przy przejściu/ blisko toalet/ daleko toalet.... Dramat! 
- oddając wózek do luku bagażowego trzeba się liczyć z tym, że może wyjść z niego pobrudzony albo nawet uszkodzony. Myślę, że dobrze się zaopatrzyć w jakiś rodzaj torby, ale trzeba się upewnić, że nalepki są widoczne. Nasz wózek łatwo się pierze, ale jakby się podarł, to byłoby bardzo niedobrze. 

Autobus: do Warszawy dostaliśmy się autobusem PolskiBus. Dostaliśmy fotelik dla dziecka (dobrze jest to zgłosić kupując bilet albo poprzesz infolinię). Fotelik jest dość spory i nasz był niestety bardzo brudny. Są tylko dwa takie foteliki przewidziane na jeden autobus, więc trzeba się upewnić, że go dostaniemy. 

Rady:
- aby nie zgubić bagażu (czyli, żeby doleciał razem z nami), należy pilnować Pani w okienku przy odprawie- to najczęściej jej wina, że bagaże giną: zanim nasza walizka odjedzie taśmą w nieznane, trzeba rzucić okiem czy kod lotniska jest dobrze wydrukowany (kilka wielkich liter, np. LHR to Heathrow w Londynie), to samo dotyczy wózka. 
- lecąc z lub do USA nie można zapinać torby na kłódki i zamki- celnicy sprawdzają walizki i torby, także te nadawane, na chybił trafił albo wszystkie jak lecą. Jak trafią na przeszkodę to bezceremonialnie ją rozwalają :/ Nam zniszczyli tak walizkę- przyszła obklejona taśmą, trudna do otworzenia i zupełnie przetrząśnięta przez celników. Nie mogli jej dopiąć, więc taśma przylepiła się do ubrań wewnątrz i w sumie drobne przedmioty mogłyby z niej wypaść. Okropne to, ale pewnie niewiele można na to poradzić.
- jeżeli tylko jedno z rodziców leci z dzieckiem, to podobno trzeba mieć pisemne upoważnienie drugiego rodzica na odbywanie zagranicznej podróży. Lepiej tego nie zapominać!
- kobiety w ciąży również powinny mieć zaświadczenie od lekarza, że są na taki a takim etapie ciąży, i że wszystko przebiega znakomicie. 
- PROSZĘ NIE ZAPOMINAĆ O WYKUPIENIU UBEZPIECZENIA NA CZAS PODRÓŻY! - my kupiliśmy w mbanku, bo tak było najszybciej i najwygodniej. Koszt ubezpieczenia na cały świat na 15 dni wyniósł 180 zł w opcji najtańszej lub ok 400 zł w opcji najdroższej. Ubezpieczenie zawiera też ubezpieczenie bagażu, a to się też przydaje. 

Pocieszenie dla zestresowanych i przejętych:
- dzieci są chyba naturalnymi podróżnikami i nowe sytuacje przyjmują jak coś zupełnie normalnego. Tak przynajmniej zachowywała się nasza córka i muszę przyznać, że była najspokojniejszym dzieckiem na pokładzie wszystkich samolotów. Może z powodu wieku albo ogólnej cierpliwości. 
- my, rodzice, a może właściwie ja- matka, stresowaliśmy się bardziej, wiedząc co może nas czekać. Zupełnie niepotrzebnie! Mimo wszystkich upiorności związanych z takimi dalekimi podróżami, Hela zniosła to znakomicie, bezproblemowo i cieszymy się na przyszłość, że tak dobrze radzi sobie z lotami samolotem.
- zgodnie z zaleceniami lekarzy podróże w inne strefy klimatyczne należy rozpoczynać dopiero jak dziecko skończy rok. Natomiast w Europie to sobie można szaleć do woli :) 

ŻYCZĘ WSPANIAŁYCH WRAŻEŃ Z PODRÓŻY! 

Krótka drzemka w metrze. Walka z JetLag'iem trwa. Na szczęście krótko, bo około 2 dni.

Ucieczka przed dinozaurem :)
Jak złapać taksówkę na Manhattanie?
Hela prezentuje: modne futro i odpowiednio wygięta poza oraz
ekstrawagancki kapelusz mogą wzmocnić szanse na złapanie taxi ;)