30 października 2013

Cyrk na kółkach - zabawki co świecą, grają, edukują i denerwują! Cz.1/2

Helena dostała w prezencie dwie zabawki - stolik oraz garnuszek "na klocuszek". Obie zabawki grają, świecą, ich funkcją prawdopodobnie jest także edukowanie oraz denerwowanie dorosłych.

Zacznę od plusów stolika:
- przy stoliku dziecko musi stanąć i, gdy już potrafi, może zrobić to samodzielnie - dobra gimnastyka
- stolik ma cztery główne atrakcje, do których dziecko musi się dostać maszerując wokół stołu (moje dziecko na razie drepcze krokiem dostawnym) - nauka chodzenia
- po naciśnięciu jednego z dziesiątek klawiszy i przycisków pojawiają się dźwięki i migają światełka - radocha, że coś gra i świeci za sprawą dziecięcego dotyku
- można zmieniać opcję tematyczną dźwięków (nasz jest w językach angielskim i francuskim, jest opcja wyłącznie z pojedynczymi dźwiękami i opcja z melodyjkami) - jest to plus dla zmęczonych i znużonych uszu dorosłego, bo jakość tych dźwięków....ach.... o tym poniżej.

Minusy stolika:
- jest brzydki! Ooooch, jaki paskudny! Czy firmy produkujące zabawki muszą uczyć nasze dzieci fatalnego gustu? Przyzwyczajać do sprzętów o złych proporcjach i fatalnej formie? Powodować oczopląs feerią barw, z których większość do siebie nie pasuje? Byle jaki jest! Zły!
- jest hałaśliwy i nie daje dużego wyboru ustawień głośności (czy według producentów nasze dzieci są głuche? A my mamy nerwy ze stali?)
- nie gra zbyt ładnie. Jestem w swojej ocenie delikatna wyłącznie dlatego, że spotkałam już zabawki tej firmy w innych domach i nam się trafiła zabawka, która chyba zdobyła Grammy za melodię... w każdym razie, inne paskudztwa tej firmy mogą służyć za zły przykład!
- język francuski jest nagrany przez lektora anglojęzycznego.... brzmi to strasznie śmiesznie, prawie jak niemiecka straż przybrzeżna w reklamie szkoły językowej Berlitz :)
- stolik nie jest stabilny, jego nogi są wykonane z cienkiego plastiku, który pod ciężarem dziecięcego ciałka się ugina. Nie mówiąc już o tym, że "odjeżdża" po dywanie...
- jest zawalidrogą - nie da się go nigdzie schować (a jak dziecko idzie spać to chętnie pozbywamy się zabawek z salonu, by odzyskać harmonię wnętrza dla dorosłych), nie da się go łatwo złożyć. I stoi.... taki plastikowy stwór....

Ocena dziecka:
- Helena kiepsko jeszcze pisze, więc się wypowiem w jej imieniu: potrafi ustać przy stoliku kilka minut i naciskać, niezbyt precyzyjnie, różne guziczki. Nie wzbudza to w niej okrzyków radości, ale jest zainteresowana. Prawdopodobnie jest jej dość obojętne jak stolik wygląda i jak paskudne wydaje dźwięki, jednak jako rodzic muszę zaprotestować- to nie jest zabawka, która zrobi z naszych dzieci geniuszy. Co gorsza- nie nauczy ich także jak może być "ładnie", bo przyzwyczai do "brzydko". Nie nauczy dziecka francuskiego, bo nawet dorosły nie może się połapać co tam Pani lektorka mówi. Zdecydowanie nie jest to niezbędny sprzęt w domu! Zobaczymy jak długo będzie bawić moje dziecko.


W części drugiej opiszę garnuszek na klocuszek.... Ach, jakiś geniusz musiał wymyślić nazwę tej zabawki....  :)


Napisała Majola

28 października 2013

Zdrowa przekąska - ciasteczka owsiano kokosowe

Sporo na blogu ostatnio o jedzeniu. Czemu się dziwić, w końcu w kuchni spędzamy chyba najwięcej czasu. Teraz gdy karmimy nasze dzieci, mobilizujemy się również do ZDROWEGO karmienia nas samych.

...wybraliśmy się ostatnio rodzinnie do dietetyczki. Bynajmniej nie w celu poznania idealnego menu, aby schudnąć. Chcieliśmy sprawdzić w jakiej kondycji są nasze organizmy generalnie.
Podczas wizyty upewniliśmy się, że jakość produktów spożywczych jest kluczem, by nasz organizm miał się dobrze, a samopoczucie psychiczne jeszcze lepiej.
Ponadto, w celu pozbycia się różnych dolegliwości powinniśmy zrezygnować z cukru.
I tak doszło do wynalezienia najprostszego na świecie przepisu na ciasteczka owsiano - kokosowe.

Potrzebujesz:
* 4 jajka (dobre jajka - np. od kurek zielononóżek)
* płatki owsiane - około 1 szklanki
* wiórki kokosowe - około 0,5 szklanki
* ksylitol lub stewia (zamiast cukru) - 2 łyżki stołowe
* karob - 2 łyżki stołowe

Wszystko wrzuć do miski i wymieszaj mikserem. Masa ma być gęsta (jeśli jest zbyt rzadka dosyp dowolny, sypki składnik), tak by móc formować z niej mini placuszki. Najłatwiej nakładać masę na małą łyżeczkę i zsuwać porcje prosto na przygotowaną blachę (wyłożoną  papierem do pieczenia).
Pieczemy 15 min w 180 stopniach.

To nie może się nie udać!



Napisała Czarna Karla

25 października 2013

Jak nie schudnąć po ciąży? Season 1 Episode 1 Brownie

Rozpoczynam emisję nowego serialu!

Jak nie schudnąć po ciąży? Season 1 Episode 1 Brownie


Powinnam się wytłumaczyć, ale jak zabrzmieć wiarygodnie, gdy pod nosem mam talerz z kawałeczkiem ciepłego jeszcze brownie? Naturalnie - chciałabym schudnąć po ciąży do wymiarów modelki. Niestety nie wiem jak to zrobić jedząc ciasta!?
Mam kilka sprawdzonych przepisów i ciągle odkrywam nowe. Uprzedzam - są pyszne, zrobienie ich zajmuje tylko chwilkę, składają się głównie z kalorii, kalorii oraz kalorii.
Czas: 10 minut na przygotowanie + 20 na pieczenie
Składniki: 
3 czekolady gorzkie, 70% kakao, po 100 g tabliczka
3 jaja
225 g masła
275 g cukru
135 g mąki
1/4 łyżeczki soli
1 opakowanie cukru waniliowego
Sprzęt: miska, rondelek, mikser, blacha do ciasta, papier do pieczenia

  
Przygotowanie:
jaja + cukier + cukier waniliowy: utrzeć na puszystą masę
do tej masy dodać mąkę i sól
w rondelku roztopić masło i 2 tabliczki czekolady
połączyć w misce masę z zawartością rondla
wlać do blachy wyłożonej papierem do pieczenia
posypać startą lub drobno pokrojoną czekoladą z trzeciej tabliczki
piec w temperaturze 160 stopni przez 20 minut


Korzystałam z przepisu znalezionego na stronie kwestiasmaku.pl
Użyłam czekolady dostępnej w sklepach sieci Lidl, co nie oznacza, że jest do tego ciasta najlepsza. Wybór czekolad jest wielki, więc polecam eksperymentowanie. Proszę w komentarzach dopisać, jeżeli ktoś znalazł czekoladę, która do brownie nadaje się najlepiej! Dzięki! 


Napisała Majola

Zabawki dla niemowlaka cz 1

Od momentu pojawienia się na świecie naszego dzidziusia zaczynamy odwiedzać sklepy z zabawkami. Jedni poruszają się w tym gąszczu z wielką łatwością, chętnie wyciągając kartę płatniczą, inni zagubieni, zastanawiają się co, kiedy i czy na pewno to będzie dobre.
Jeszcze w ciąży postanowiłam, że będę sama robić zabawki dla mojego dziecka. Ale pojawił się tylko Granatowy Robal z wielkimi białymi oczami, który zahipnotyzował naszą córkę na kilka tygodni i szmaciana lalka, która czeka w szufladzie na oczy i resztę twarzy.
Nie udało mi się powstrzymać przez kupowaniem i mamy kilka mniej lub bardziej trafionych zakupów.
Z czasem Tosia (teraz ma 6 miesięcy) pokazała nam, co podoba jej się najbardziej:

numer 1 - zamknięte opakowanie wacików kosmetycznych
2. worek foliowy
3. sznurek od czapki lub cokolwiek, co przypomina sznurowadło
4. pusta plastikowa butelka


Poza tym kilka razy uratowały nam popołudnie plastikowy kotek i motyl
(cechy charakterystyczne: dużo dyskotekowych świateł i melodie wątpliwej jakości).

Polecamy również zabawki z Ikei, a szczególnie maskotkę (koniecznie z metkami) za 1.99zł, książeczkę i pluszową grzechotkę.

Napisała Piekło



Zdjęcia: w.ikea.com/pl/pl/

23 października 2013

ej Mamo, weź nie kupuj...czyli pomysł na podwieczorek

Nie kupuj... zrób sama!
Proste, o wiele tańsze, a przede wszystkim, masz absolutną pewność co jest w środku.

Czasem chciałabym tutaj udowadniać, że samodzielne przygotowanie dań dla naszych Maluszków nie wymaga od nas super mocy.

Zaczynamy od środka - czyli podwieczorek. Podaję go zazwyczaj przed kolacją, czyli ok godziny 16.
Są to ugotowane i zblendowane owoce, które w formie musu przygotowuję na zapas. 
Dodaję do niego: albo płatki ryżowe albo kaszę jaglaną (a do jęczmiennej się przymierzam) - generalnie coś co ma nasycić brzuszek mojego Synka.

Dziś zrobiłam mus jabłkowo-gruszkowy, korzystam z faktu że jeszcze wciąż możemy dostać pyszne, soczyste i słodkie gruszki.
W ciągu (z ręką na sercu) 15 minut przygotowałam słój, który powinien wystarczyć mi na 5 dni. 
Trzymając go w lodówce, w szczelnie zamkniętym słoju, pamiętając, żeby oblizana łyżeczka NIE trafiała znów do słoja (bo mus sfermentuje), możecie mieć pewność, że deserek zachowa swoją świeżość.

W skrócie: weź owoce, np: 3-4 jabłka i 2 gruszki. Obierz, pokrój i zalej wodą. Postaw na niewielki gaz i przykryj pokrywką, dzięki temu owoce zmiękną w 10 min. Następnie odlej KOMPOT (jutro podasz go Maluszkowi w butli lub sama go wypij - a co, Tobie też się należy :) 
Wyciągnij blender i zmiel owoce. To wszystko!
Przez następne 5 dni nie musisz się zastanawiać, co masz podać swojemu dziecku na podwieczorek. Co więcej, możesz wybyć z domu bez małego Towarzysza i możesz mieć absolutną pewność, że tatuś właściwie nakarmi dziecko (nie to żebym nie ufała tatusiom, bardziej chodzi o podzielność uwagi...lub jej brak).

Do gotowego musu dodaję kaszę jaglaną bądź płatki ryżowe, które gotuję na bieżąco, a jak nie ma czasu to mus jest serwowany saute.
Tadaaa.... podwieczorek gotowy!







Napisała Karla

22 października 2013

"Aaaa, kotki dwa...." - czyli noc jest do spania!

Sen! Błogi, spokojny, długi, niczym niezmącony. W wygodnym łóżku, czystej i pachnącej pościeli, w dobrze wywietrzonym pokoju. Marzenie! 


A teraz rzeczywistość: gdy pojawiają się dzieci - snu zaczyna brakować! Pół biedy, gdy po kilku miesiącach sytuacja się normuje, dziecko budzi się okazjonalnie albo chce przyjść do łóżka rodziców na tulenie. Gorzej, gdy permanentne niewyspanie rodziców powoduje rozwód, albo poważny kryzys w związku. Jak donosi portal edziecko.pl - 1/3 młodych rodziców przyznała się, że do rozwodu doszło z powodu niewyspania, od kiedy pojawiło się ich dziecko (sondaż przeprowadzony na zlecenie brytyjskiej telewizji Channel 4). Bardzo źle, gdy dziecko nie śpi dobrze, przestawia dzień z nocą, nie umie zasnąć. Gdy nabieramy złych nawyków i robimy wszystko, byle choć na moment zasnęło: pozwalamy na spanie przy piersi, zasypianie z butelką w buzi (może powodować próchnicę), uzależniamy dziecko od bujania czy noszenia na rękach. Błędów można popełnić tysiące, naturalnie ja też popełniłam niejeden z nich :) Łatwiej było mi jednak kontrolować sytuację, gdy moje dziecko skończyło trzy miesiące oraz ciut później, gdy przeczytałam pewną wspomnianą poniżej książkę. 

"Sen. wiele mówi o dziecku i życiu rodziny. [...] Aby położyć się do łóżka i zasnąć, aby rozstać się na kilka godzin z rodzicami, dziecko musi ufać, że zachowa swoje ciało przy życiu nawet wtedy, kiedy nie będzie go kontrolować. Musi też być wystarczająco spokojne, by dopuścić do siebie pensee de la nuit (myśli przychodzące nocą)" - pisała de Leersnyder*


Ostatnio pojawiła się lektura, którą natychmiast kupiłam: "W Paryżu dzieci nie grymaszą" Pameli Druckermann. Jeden z rozdziałów poświęcony jest zagadnieniu snu. Ponieważ przyjemnie się to czyta i nie jest to typowy poradnik- jakoś łatwiej jest spróbować zastosować metodę, którą podobno stosują wszyscy francuscy rodzice- NAUCZYĆ DZIECKO SPAĆ! Francuzi, uzbrojeni w naukową wiedzę na temat snu uważają, że nie ma żadnych przeszkód, by czteromiesięczne dziecko spało całą noc. Posuwają się nawet do tego, że dziecko, które nocy nie przesypia diagnozują jako chore. A zasada jest prosta, wystarczy wiedzieć coś o fazach snu, obserwować nasze dziecko ("pauza") i nie reagować nerwowo na każdy jego jęk. Dziecko wybite z jednej fazy snu powinno samo spróbować zasnąć dalej (po końcowej fazie snu- REM, człowiek często lekko się wybudza, nawet dorosły, i potem potrzebuje chwili, by ponownie wejść w fazę snu głębokiego). Przeważnie niemowlęta kręcą się, jęczą, kwękają, popłakują i wierzgają nogami. 

" - Moja pierwsza rada brzmi: kiedy urodzi ci się dziecko, nie rzucaj się na nie w nocy - powiedział doktor Cohen. - Daj mu szansę, żeby samo się wyciszyło, nie reaguj natychmiast, nawet na samym początku."** 

Każdy rodzic (przeważnie matka) leci na złamanie karku, by dziecku ulżyć, bierze je na ręce, tuli, karmi, albo ze zmęczenia od razu podaje pierś, byle jak najszybciej znowu usnęło. Jednak ruszając dziecko z łóżeczka wybudza je przez to jeszcze bardziej i nie umożliwia swobodnego i naturalnego przejścia w kolejną fazę snu (dziecko uczy się dopiero łączyć te fazy po kilku tygodniach życia). Według francuskich rodziców dziecko trzeba wziąć na ręce dopiero gdy naprawdę widzimy, że tego potrzebuje, obudziło się na dobre i wymaga naszej opieki natychmiast. Gdy jednak jęczenie, nawet kilkuminutowe, się przeciąga, ale nie wzbiera na sile, powinniśmy przeczekać i dać maluchowi szansę na ponowne zaśnięcie (możliwe jest, że dziecko będzie miało otwarte oczy, będzie chwilę płakało, ziewało). Autorka testowała to na swoich dzieciach, ja na swojej córce- działa! Co prawda, moje dziecko przesypia całe noce niemal od urodzenia, ale wielokrotnie się zdarzało, że słyszeliśmy przez nianię elektryczną jęki i kwilenie, o różnych porach nocnych. Okazywało się jednak, że zasypiała zanim doszliśmy do jej pokoju, lub gdy chwilę tylko czuwaliśmy przy jej łóżeczku. 


"Kiedy już przebiłam się przez filozoficzne wywody autorek "Snu, marzeń sennych i dziecka", zrozumiałam, że one też zauważyły, że interweniowanie między cyklami snu "bezspornie" prowadzi do zaburzeń snu, powodujących, że dziecko wybudza się całkowicie co półtorej lub co dwie godziny. Nagle stało się dla mnie jasne, że Alison, specjalistce do marketingu, która karmiła synka przez sześć miesięcy co dwie godziny, nie trafiło się dziecko z dziwacznymi potrzebami w zakresie snu. To ona bezwiednie nauczyła je domagania się karmienia po każdym dwugodzinnym cyklu snu. Alison nie ulegała potrzebom synka- wbrew swoim intencjom sama te potrzeby stworzyła"***

Z własnych obserwacji pragnę też dodać, że:
1) spanie z dzieckiem w jednym łóżku to fatalny pomysł, bo mam wrażenie, że nikt się wtedy nie wysypiał- ani dziecko, ani my;
2) wyprowadzanie niemowlaka do jego własnego pokoju to był strzał w dziesiątkę (my to zrobiliśmy, gdy H. skończyła 3 miesiące) - nie budzimy jej naszą wieczorną krzątaniną, u siebie ma spokój, ciszę, ciemność i odpowiednie warunki do długiego i spokojnego snu. Zasypia przeważnie około godziny 21 i śpi ciągiem do przynajmniej 6 rano, a ostatnio nawet dłużej.

"Kryła się za tym ważna różnica z zakresu filozofii życiowej. Francuscy rodzice uważali, że ich rolą jest łagodne nauczenie dziecka dobrego snu, tak samo jak później mieli uczyć je odpowiedniego dbania o higienę, jedzenie zbilansowanych posiłków i jazdy na rowerze. Nie postrzegali zrywania po kilka razy w nocy do ośmiomiesięcznego dziecka jako oznaki rodzicielskiego poświęcenia. Uważali to za sygnał, że dziecko ma problemy ze snem, a w jego rodzinie brakuje równowagi. [...] Zanim więc założymy, że nasze dziecko ma całkowicie odmienne od reszty potrzeby w zakresie snu, powinniśmy pomyśleć o naukowym podejściu do sprawy."****  

Rozdział w tej książce poświęcony zagadnieniom snu bardzo mi się spodobał. Inne rozdziały również, szczególnie te dotyczące jedzenia i francuskiego sposobu na dzieci grzeczne ("sage"). Żeby dodatkowo zachęcić do lektury, szczególnie osoby wrogo nastawione do poradników dotyczących wychowania dzieci, dodam, że autorka jest dziennikarką i książka ta jest rodzajem reportażu, nie podaje gotowych rozwiązań, a jedynie przekazuje wiedzę francuskich rodziców wszystkim tym, którzy jej jeszcze nie posiadają. Obserwując większość polskich rodziców odnoszę wrażenie, że odrobina naukowego podejścia do snu raczej im nie zaszkodzi, a może bardzo pomóc! Piszę to także z powodu wiadomości z ostatniej chwili - właśnie rozstali się moi znajomi, rodzice kiepsko śpiącego roczniaka.... Warto spróbować, prawda?

Dobrej nocy! :) 


*cytat pochodzi z wymienionej książki i znajduje się na stronie 64. 
** j.w., str. 67
*** j.w. str. 71
**** j.w. str. 73

ps. Moje dziecko śpi całą noc, ale mimo wszystko ja jestem ciągle jakaś taka niedospana i zmęczona. O tym też wkrótce napiszę, bo szukałam powodów i możliwe, że znalazłam! Drogie Mamy, będzie dobrze! :)











Napisała: Majola

21 października 2013

Refleksje na temat brązowego psa

Jesteśmy z Tosią stałymi bywalczyniami parków. Codziennie robimy rundki, przesiadujemy na ławkach, a ja mam czas na wszystkie zalegle telefony.
Dzisiaj, kolejny raz zostałam zaatakowana przez ślicznego młodego spaniela. Piesiu jest słodki i za każdym razem przyjmuje podobna taktykę: podbiega uśmiechnięty, merdając ogonem. Nie dotykam go, ale w chwili kiedy odwzajemniam uśmiech zaczyna na mnie szczekać, idzie za mną zdecydowanym krokiem i probuje złapać mnie za kostkę. Gdzieś w oddali słyszę jego właścicielkę, staram się nie okazywać strachu, ale tak naprawdę serce mam na poziomie krtani.

Piesiu ewidentnie mnie nie lubi.
Zaczęłam zastanawiać się co stanie się kiedy Tosia podrośnie, będzie stawiać w parku pierwsze kroki i odwzajemni uśmiech spanielka.
Z jej perspektwy piesiu będzie olbrzymem. Sami wyobraźmy sobie psa, który jest wysoki na półtora metra. To w zasadzie mały dinozaur ;)
Dzisiaj odnalazłam regulamin parku: właściciele czworonogów mają nakaz wyprowadzania psów na smyczy i w kagańcu.
Nie wiem co powinnam zrobić, żeby zadzwonić na policję, albo do straży miejskiej muszę chyba poczekać aż piesiu porządnie mnie ugryzie.
Kiedyś miałam kochanego jamnika Batona i wiem jak fajnie jak pies może wybiegać się na spacerze. Niestety na razie dzieci w parku wciśnięte są w ogrodzony plac zabaw wielkości kilkudziesięciu metrów kwadratowych, a psy zajęły pozostałą część parku. 




17 października 2013

poczytajmy

Tak, tak, teraz żeby móc oddać się chwili relaksu, próbując nadrobić ulubioną prasówke, musimy to robić razem. Najlepiej wśród zabawek, które niestety tylko w teorii,  mają odciągnąć uwagę Jasia.

Niestety dziś się nie udało. spróbuję jutro.







Napisała Karla

Tutti F.


Od kilku tygodni testujemy miejsca, gdzie możemy spędzić czas z trzyosobową ekipą naszych maluchów.
Założenie było takie, żeby chodzić tam, gdzie mamy ochotę, bez względu na to, czy miejsce jest przeznaczone dla rodziców z dziećmi.
Efekty takich wizyt były różne, dlatego nasza wtorkowa wizyta w Tutti Frutti jest pewnego rodzaju ulgą, że jednak się udało.

Wybawieniem okazał się kawałek bordowej wykładziny i przestrzeń, w której gubią się hałasy naszych dzieci i reszty gości. Pani Kelnerka, zrobiła wszystko, żebyśmy czuły się dobrze, dlatego cztery godziny rozmów przy kawie minęły w świetnej atmosferze.

W karcie można znaleźć kilka smacznych oraz zdrowych dań i przekąsek.
Zagrożenie natomiast stanowi część Tutti Frutti, która mieści się po lewej stronie od wejścia, czyli dawna cukiernia.
To co można tam znaleźć na czele z babeczka mascarpone wygląda doskonale i smakuje tak samo jak kilkanaście lat temu. W Tutti Frutti miała miejsce rewolucja i total relooking, ale cukiernia i panie, które pamiętają dawne dobre czasy, pozostały. Podoba mi się sposób w jaki udało się połączyć część tradycyjnej kawiarni, którą pamięta wielu Wrocławian z super nowym i modnym miejscem.
Smaczego.

Napisała Piekło



16 października 2013

Muzyka łagodzi obyczaje

Od kilku tygodni mamy w domu pianino. Długo na nie oszczędzaliśmy, długo czekaliśmy na realizację zamówienia i wreszcie jest! Cieszę się ogromnie, bo dzięki temu będę mogła ćwiczyć kiedy chcę, dawać lekcje gry na fortepianie i przyzwyczajać moją córkę do muzyki.
Jest to dla mojego męża i dla mnie bardzo ważny aspekt rozwoju Heleny. Oboje gramy na instrumentach muzycznych, słuchamy dużo muzyki, lubimy o muzyce rozmawiać i o niej czytać. Otoczenie dźwiękami jest dla nas naturalne, ale bardzo doceniamy też ciszę i dźwięki natury. Chcemy, żeby nasza córka również uwrażliwiła się na dźwięki wokół niej. Z ulgą przyjęłam dobry wynik badania słuchu noworodka w szpitalu i doceniamy wkład Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w zaopatrzenie szpitali w specjalne urządzenia, którymi położne badają maluchy na oddziałach noworodkowych. Czytając książki i przeżywając pierwsze rozterki związane z wychowanie Heli, natrafiłam na informacje, że skoki rozwojowe są związane też z rozwojem układu nerwowego oraz narządu słuchu. To ważna rzecz i dobrze mieć świadomość tego, jaki etap rozwoju przeżywa właśnie nasze niemowlę. Mając tę wiedzę można zapewnić dziecku więcej ciszy, gdy jego słuch się uwrażliwia i dodatkowe dźwięki mogą być dla malucha bardzo nieprzyjemne. Łatwiej jest wtedy wyjaśnić sobie rozdrażnienie dziecka, fatalny humor, płaczliwość i strachliwość, która wcześniej nie występowała. Polecam lekturę na temat rozwoju niemowlaka w dobrych książkach i na porządnych portalach internetowych (ja regularnie zaglądam na mamazone.pl). 
Dbamy w domu o to, żeby Helena poznawała nowe dźwięki, żeby sama wydobywała je z różnych przedmiotów i prostych instrumentów muzycznych czy perkusyjnych. Puszczamy jej też ładne piosenki dla dzieci, nasze ulubione utwory oraz utwory muzyki klasycznej, które lubimy. Często słuchamy też w domu radiowej Dwójki, które puszcza muzykę poważną, jazz i folk. Niedawno zauważyłam, że podczas zabawy na dywanie moja córka zwróciła uwagę na to co leci w tle. Akurat radio nadawało jeden z utworów C.Debussy'ego. Zorientowałam się, że muzyka ilustracyjna czy też styl impresjonistów muzycznych jej bardzo odpowiada. Jest wielu wspaniały kompozytorów z XIX i początku XX wieku, których muzyka może odpowiadać naszym dzieciom. Klasyki takie jak balety Czajkowskiego to hity znane każdemu, ale już mniej znane warto sobie odświeżyć lub poznać: "Popołudnie Fauna" albo "Morze" C.Debussy i jego miniatury fortepianowe, hiszpańskie rytmy Isaaca Albeniza (Asturias albo Malaguena w opracowaniu na gitarę bądź fortepian), Granados'a "Tańce hiszpańskie" albo "Pawana na śmierć infantki" M.Ravela i jego nieśmiertelne "Bolero". To tylko kilka propozycji, które z łatwością można znaleźć na Youtube i od tego zacząć edukację muzyczną dziecka. Zresztą, jestem zdania, że dobra jakościowo muzyka każdego gatunku się obroni, bez względu na to czy to dobry pop czy dobry jazz. Ja się staram puszczać utwory umiarkowanie głośno, chcę żeby muzyka leciała w tle podczas zabaw mojego dziecka.
Testuję też proste instrumenty muzyczne na mojej córce i jak tylko będę miała rozeznanie w tych sprawach to nie omieszkam podzielić się spostrzeżeniami. Na razie hitem są kulki relaksacyjne z chińskiego sklepu, które przepięknie brzęczą przy potrząsani. Helena przepada za nimi, goni je, chwyta pewnie w dwie dłonie i potrząsa nimi przy uchu! 

Dobrze rozpocząć kształtowanie gustu muzycznego dziecka już na samym początku jego życia, szczególnie, że zabawki-potworki (jestem ogromnym wrogiem Fischer Price, właśnie z powodu ich potwornego gustu muzycznego. Tę firmę bojkotuję!) serwują im potworną sieczkę, bez możliwości regulacji głośności i bardzo złej jakości, w warstwie tekstowej i w warstwie muzycznej!
Muzyka łagodzi obyczaje, wprowadza w dobry nastrój, potrafi zdziałać cuda w kilka chwil, gdy z niespokojnego urwisa raptem nasze dziecko zamienia się w łagodne jak baranek maleństwo samodzielnie bawiące się na dywanie :) Polecam dobrą muzykę!




Napisała: Majola

Jesienny urlop

Jesienne wakacje spędziliśmy w rodzinnych stronach mojego męża- w Kotlinie Jeleniogórskiej. Okazało się, że mamy najlepszy wózek świata, który wjedzie czerwonym szlakiem na Chojnik i niebieskim na Łomniczankę, przejedzie po wertepach, błocie i zaoranym polu, po ulicach w remoncie i wszędzie leżących ostrych kamieniach (polecam Bugaboo, model Cameleon). Chusta też zdaje egzamin a świeże powietrze usypia dziecko na długie godziny!

Oprócz spacerów korzystaliśmy też z oferty dwóch basenów w okolicy. Pierwszy kontakt z basenem nasze dziecko miało w hotelu Gołębiewski w Karpaczu. Hotel jest koszmarkiem architektonicznym i obiecaliśmy sobie, że już więcej nie będziemy finansowo wspierać przedsiębiorcy, który bezczelnie zepsuł krajobraz tego zakątka gór. Zresztą nie tylko za to można go winić. W iście carringtonowych wnętrzach (na oko to taki ubogi krewny hotelu z Las Vegas) zmieścił się ogromny kompleks basenowy. Oferta jest nawet bogata, ale cena odstrasza. Otóż: za 1,5 godziny pobytu na basenie należy zapłacić 30 zł. Każde następne rozpoczęte pół godziny kosztuje 5 złotych. Dziecko weszło za darmo. Jak się człowiek chce wyszaleć i spróbować wszystkiego, to 1,5 godziny raczej mu nie starczy. Ale do wyboru są pachnące lasem sauny, łaźnia parowa, grota solna i lodowa, dwie zjeżdżalnie i kilka basenów, w tym dość ciepły brodzik dla maluchów. Obok znajduje się małe poletko z piaskiem (niby plaża) oraz kilka jacuzzi wypełnionych zdrowotnymi kąpielami. Siedziałam w jednej z nich przez kwadrans i było mi bardzo miło, szczególnie, że widać fragment górskich szczytów. Mimo, że akurat trafiliśmy na małą liczbę gości, to pogłos sprawiał, że miejsce to wydawało się bardzo głośne (jest to chyba typowe dla tego typu obiektów). Nasza córka była zadowolona, a brodzik okazał się tak płytki, że dosięgała nóżkami do dna, od którego mogła się odpychać. Po dwóch godzinach uznaliśmy jednak, że dość tego, zrobiliśmy się głodni i czmychnęliśmy w dolinę na obiad w Karpaczu (godna polecenie jest Trattoria "Mamma Mia" przy głównej ulicy). Minusy: cena, kiczowate wnętrza "na bogato" zestawione z informacjami "szatnia" itp wydrukowanymi straszną czcionką z Word'a, przylepione wszędzie, gdzie powinna się znaleźć jakaś tabliczka z informacją, detale we wnętrzu spartaczone (tu się popsuło, tam zardzewiało, tu zaoszczędzili,o! i tam też), nie wszystkie atrakcje działały. Plusy: różne rodzaje zapachów w saunach, przyjemne kąpiele prozdrowotne w jacuzzi, widok (połowicznie, bo niestety część widoku z okna to szyby wentylacyjne jakiejś kotłowni lub parkingu i inne murki).

Kilka dni później, dla kontrastu, postanowiliśmy się wybrać do Wellness SPA w hotelu Pałac Staniszów. Uprzedzono nas, że w strefie wellness obowiązuje cisza i na szczęście się okazało, że wokalizy naszego dziecka nikomu nie przeszkadzały, bo przez dłuższy czas nikogo z nami nie było. Spa jest niezwykle przyjemnym miejscem. W basenie wyodrębniono płytsze miejsce, ale ponieważ uzbroiliśmy dziecko w kółko do pływania, to poruszaliśmy się po całym basenie, co sprawiało jej ogromną frajdę. Również jacuzzi okazało się być dla niej fajną rozrywką, więc i my mogliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym :) Wokół basenu jest sporo miejsca z łóżkami o wygodnych materacach, małymi stolikami oraz biblioteczką pełną książek w kilku językach. Minusy zauważyliśmy trzy: cena (50 zł za cały dzień), sauna czynna dopiero od 16:00, nie można zamówić jedzenia z restauracji na basen. Tylko dziecko było zaopatrzone w obiad, więc bardzo głodni musieliśmy wyjść do hotelowej restauracji późnym popołudniem i już nie mieliśmy siły wracać. Z plusów mogę wymienić: kominek przy basenie, liczne przeszklenia, dzięki czemu można było obserwować przypałacowy park, mieniący się odcieniami zieleni i czerwieni, tropikalną atmosferę i przyjemny zapach oraz bardzo ładne wnętrza w ogóle. Sam pałac zasługuje na wizytę, a w restauracji ani razu się nie zawiedliśmy. Nie mają w menu nic dla niemowlaków, niestety brakuje też przewijaka, ale w damskiej toalecie są bardzo szerokie parapety, gdzie można położyć dziecko i zmienić pieluchę. Restauracja dysponuje wysokim fotelikiem do karmienia.

Podsumowując: Gołębiewski - z niemowlakiem i z powodów ideologicznych- nie! Staniszów - tak! Dla ciut starszych dzieci jednak Gołębiewski byłby lepszy (kąpiele ziołowe są dostępne dla dzieci od lat 3, zjeżdżalnie itp też dla starszych) no i można dzieciom zezwolić na harce, hałasy i swawole. Do SPA w Staniszowie rozbrykanych maluchów raczej bym nie wzięła, chyba, że jesteśmy odporni na gromiące spojrzenia niemieckich turystów i zdyscyplinowanej obsługi.
Spa wygrało u mnie także z powodu przyjemnych zabiegów kosmetycznych i tego, że na dwie godziny opuściłam moją rodzinę i owinięta w ręcznik spędziłam czas przy relaksującej muzyce z maseczką na twarzy :) Czy to w takim razie można jeszcze nazwać wyjściem na basen z dzieckiem? ;) Hmmm, z  mojej perspektywy ...




 Napisała Majola

14 października 2013

Spacerowy lans

Tenisówki, dżinsy, leginsy, bluzy, swetry... uwielbiam! I tak się składa to obecnie mój codzienny outfit.

Niewiele jest teraz okazji do wrzucania na siebie oficjalnych strojów. Gdy jeszcze pracowałam, przed urlopem macierzyńskim, marzyłam o tym, żeby nie musieć się co rano zastanawiać "co na siebie włożyć" (cóż za szlagier!). No i się doczekałam. 

My mamy, narzekać nie możemy. Wygodne, miękkie, naturalne, idealne do kucania, podnoszenia, klękania. Nie gniotą się i nie wymagają prasowania. 
Wszystko super, tylko trzeba się pilnować coby nie zapomnieć się któregoś dnia i nie wyjść na spotkanie z koleżanką lub, co gorsza, randkę z mężem, w powypychanym dresie.






  
 


źródło zdjęć Pinterest

Napisała Karla




 

10 października 2013

Dylematy


To prawda, że im większe dziecko tym więcej obowiązków...ale wciąż jeszcze łudzę się, że wszystkie obowiązki i przyjemności da się pogodzić z opieką/wychowywaniem dziecka. I tak, ostatnio walczę z wyborami. Obowiązki domowe, zawodowe, plany i nowe pomysły piętrzą się na stosie w oczekiwaniu na ich kolej...która za bardzo nie chce przyjść.
Z dnia na dzień ustalam plan, co ważnego dziś dla siebie zrobię. Ale nagle chłop do domu wcześniej wraca, słońce zaświeci i chłopaki na spacer idą. I co wtedy? Cieszyć się, że będzie czas na realizację założeń "na dziś",  czy dołączyć na cudny jesienny spacer, delektując się najwspanialszym pod słońcem towarzystwem?!
Zwykle wskakuję w adidaski i biegnę  połazić z chłopakami, a po powrocie odłożonych tematów jest jeszcze więcej niż przed wyjściem, bo zwykle na spacerowych pogaduchach urodzą się nowe pomysły, na które znów trzeba znaleźć czas.

Jakieś 12 wolnych godzin na cito całkowicie by wystarczyło, a dylematów by już nie było :)




Tak właśnie było dziś na spacerze, słonecznie, wesoło - jak z tego rezygnować?!



 Napisała Karla

9 października 2013

GIRLS, CIA i terroryści czyli co w ciąży

Jesli jesteś w ciąży i dopadł Cię spadek formy, nic ci się nie chce i już wiesz, że nic nie musisz, możesz w łatwy i przyjemny sposów zagospodarować kilkadziesiąt godzin.

Są momenty, że nie masz głowy do czytania wzniosłych ksiąg, wtedy nadchodzi czas na odpłynięcie w seriale.
Mnie uratowały GIRLS i Homeland!
P O L E C A M Y!


7 października 2013

I jeszcze trochę o pupie..


Karla - dziękuję za temat zawsze na czasie :-)

Przy wyborze kosmetyków warto zwrócić uwagę na to, ile substancji zapachowych jest w środku. Im mniej coś pachnie - tym lepiej.
Nasz dzidziulek i tak będzie pachniał swoim własnym niepowtarzalnym zapachem tak bardzo, że będziemy miały ochotę go zjeść.
Zerknijcie też na opakowanie, ewentualne dozowniki z pompka bardzo ułatwiają korzystanie z kremów i płynów, szczególnie w sytuacji kiedy jedną ręką trzymamy maluszka.

U nas na topie jest zestaw bardzo oldschoolowy i niskobudżetowy, który poleciły nam położne w szpitalu i w szkole rodzenia:

Po kąpieli smarujemy ciałko parafiną. A strefy pieluszkowe maścią z Witaminą A.
Oba produkty dostępne są w aptekach i kosztują ok 3 złote.

Parafina stanowi około 95 % wszystkich oliwek i płynów dla niemowląt. Pozostałe 5% to zazwyczaj substancje zapachowe.

No i jest jeszcze płyn do kąpieli. Używamy Oilatum, skóra zawsze była ok, a płyn nie zostawia na wanience tłustego osadu.
Jedyna uwaga do tego produktu, wlewamy jedynie kilka kropel, zamiast nakrętki, którą zaleca producent na opakowaniu. Jeśli producent Oilatum czyta nasz blog, bardzo proszę o dodanie dozownika do butelek. Te które są dostępne w sklepach sa bardzo niepraktyczne :-)
ps.
Aby powiało grozą polecam nie używać kosmetyków z aromatem rumiankowym - może silnie uczulać.



Napisała Piekło

Jak pupka niemowlaka

No dobra, sprawa pupy wcale nie jest taka błacha by móc ją pominąć :)
Pamiętam, gdy byłam jeszcze w ciąży i rozważałam temat kosmetyków, których będę używać dla mojego Szkraba, byłam mocno zdezorientowana. Oferta jest wielka, a każdy z kosmetyków kryje w sobie składniki, których wolałabym unikać, zwłaszcza gdy w grę wchodzi nieskazitelność małego dziecka. Noworodki przychodzą na świat wraz ze swoją naturalną, świeżutką skórą, więc czemu mamy wmasowywać w nie substancje barwiące i niepotrzebne syntetyczne aromaty.
Kamień spadł mi z serca, gdy z sugestią pojawiła się Aga! Przygotowała dla Jasia wyprawkę składającą się z kosmetyków pierwszej pomocy, a w niej znaleźliśmy krem firmy Weleda - krem pierwszej pomocy (acha, absolutnie nie jest to post sponsorowany!).
Generalnie nie stosujemy wielu kosmetyków - wyznaję zasadę, im mniej w siebie wcieramy tym lepiej, więc Jasia myjemy mydłem marsylskim, masujemy olejem kokosowym, a o okolice pieluszkowe dbamy wraz z kremem nagietkowym Weleda.
Z dłonią na sercu rekomenduję! Ten krem nie tylko pomaga mojemu dziecku ale, ja też czasem go używam. Leczy moje zmiany skórne, które pojawiają się czasem na moich dłoniach, a Jasia odparzenia mijają  w dosłownie dobę! Krem zawiera olej migdałowy i sezamowy, wosk pszczeli, lanolinę oraz wyciąg z nagietka, substancje te chronią przed odparzeniami, ale również regenerują podrażnienia skóry. Także jak widać, skład nie budzi wątpliwości.
Mało tego że krem jest niezwykle skuteczny, ale jest też bardzo wydajny. W ciągu 8 miesięcy zużywam dopiero 3 opakowanie. 
Weleda robi całą linię nagietkową, którą bez żadnych wątpliwość można używać dla naszych dzieci. Jest jeden minus - nie łatwo dostać te kosmetyki. Generalnie polecam zakupy w sieci, na aukcjach bądź w e-sklepach z naturalnymi kosmetykami.







Napisała Karla

1 października 2013

Kino dla mam z dziećmi, czyli propozycja Kina Nowe Horyzonty

Czy Ktoś czytał post pt. START? Było o naszym poznaniu w kinie.
Właśnie na Wózkowni, projekcie realizowanym przez Kino Nowe Horyzonty we Wrocławiu (na ul. Kazimierza Wielkiego). Jak dla mnie, jest to najlepsza propozycja dla mam z dziećmi w mieście.
Będąc w ciąży często bywałam w kinie, ale po Wielkim Nadejściu skończyły się wyjścia, seanse w kinie i wszelkie rozrywki...do czasu. Gdy Jaś osiągnął swoje zacne 5 miesięcy, po raz pierwszy dotarliśmy na Wózkownie. I co zastaliśmy?
Aktualny repertuar, przemiła organizacja, wolontariuszki opiekujące się dziećmi, warsztaty dla dzieci i rodziców, kawa i ciacho oraz atmosfera wszechobecnej empatii. Żadnej z mam nie przeszkadzają płacze innych dzieci, każda z mam pomaga innej mamie, każda z nas rozmawia z każdą jakbyśmy znały się od lat. 
Uwielbiam nasze wtorki. Jestem mamą, ale najmniej czasu spędzamy z Jasiem w domu (nie wiem co to będzie jak przyjdą mrozy). Cenie wszelkie alternatywy, które dają nam możliwość spędzania czasu kulturalnie, w tłumie, z ludźmi. Właśnie tam, gdzie można pobyć w cudownym towarzystwie kobietek, które również zmagają się z nowym życiowym wyzwaniem.

Wózkownia odbywa się w każdy wtorek o godz. 11. A od listopada zmiana dnia na czwartki, godz. 11.
Cena biletu 12 zł.
trzyMamy polecamy :)







Napisała Karla