4 września 2015

SEN DZIECKA – a w zasadzie o długoterminowych problemach ze snem rodziców


Od wielu miesięcy zbierałam myśli, żeby napisać o śnie dziecka. Jest to dla mnie temat numer jeden od ponad dwóch lat.

Dokładnie dwa lata i cztery miesiące temu urodziła się nasza córeczka Tosia.
W ciąży przejrzałam parę książek na temat niemowląt i z głębokim przekonaniem, że wiem wszystko weszłam w rolę mamy. Tosia od pierwszych tygodni dość szybko złapała swój dobowy rytm i budziła się co około 2 godziny na karmienie, które trwało koło 45 minut i kończyło się zmianą pieluchy i myciem pupy ( idealna przemiana materii ). Niezależnie więc od pory dnia i nocy nasz rytuał trwał i trwał. Karmienie trwało około 8 godzin na dobę. W nocy poza karmieniem Tosia przebudzała się, kręciła, jęczała...
Wszyscy byliśmy coraz bardziej zmęczeni, poza Tosią oczywiście. Z czasem było coraz gorzej, budziła się nawet co godzinę, co 15 minut... Była coraz starsza, a my nie potrafiliśmy zrobić nic co pomogłoby jej nauczyć się spać. Pochłonęłam literaturę na temat snu i zasypiania, przeszukałam internet w nadziei na znalezienie złotego środka. Naszym tematem numer jeden było to, że Tosia nie śpi, a my czuliśmy się coraz bardziej sfrustrowani i niewyspani.

Przez około 20 miesięcy próbowaliśmy wszystkiego: spanie w naszym łóżku, spanie w innym pokoju, w małym łóżeczku, bliżej nas, dalej, w śpiworku, pod kołdrą, w takiej piżamie lub w zupełnie innej. Po roku przestałam karmić piersią w nadziei, że to mleko matki jest powodem naszych zmartwień. Niestety nakarmiona mlekiem modyfikowanym i kaszką Tosia również się budziła.

Czasem zdarzały się noce, kiedy udawało jej się przespać parę godzin, więc powtarzaliśmy cały rytuał w taki sam sposób tylko po to, aby kolejnej nocy znów wstać kilka razy i zrozumieć, że nic nie działa.
Pewnego dnia napisałam na ścianie nad jej łóżeczkiem: „Tosiu, życzymy Ci słodkich snów”. Tamtej nocy Tosia spała nad wyraz dobrze, a my doszliśmy zgodnie do wniosku, że nie mamy żadnego wpływu na to jak śpi nasza córka i zaakceptowaliśmy aktualny stan rzeczy.

W końcu, po długich miesiącach - zaczęła spać! Czasem mam wrażenie, że to po zastosowaniu tzn „przerwy”, o której przeczytałam w książce „ Francuskie dzieci nie grymaszą.” Autorka radzi wsłuchać się w płacz dziecka i pozostawić je na 2-3 minuty, aby dać mu szanse, żeby samo zasnęło. Twierdzi ona, że dzieci płaczą przez sen i w momencie, kiedy próbujemy je uspokoić wybudzamy je na dobre. Nie mam jednak stuprocentowej pewności.
Kiedy Tosia skończyła 25 miesięcy na świat przyszedł jej braciszek. Bardzo bałam się tego, jak damy sobie radę mając świadomość kolejnych nieprzespanych lat. Miałam w głowie wszystkie „rady i teorie” z książek, które zupełnie się u nas nie sprawdziły: tzn łatwy plan, poklepywanie po pleckach, odkładanie do łóżeczka, usypianie tylko w jednym miejscu, nie pozwalanie aby dziecko zasnęło przy piersi... i wiele innych. Chyba jedyną nie zastosowaną przez nas metodą było wypłakanie się aż do zaśnięcia ( bardzo się ciesze, że nie mieliśmy w mężem aż tak dużo desperacji ).
Franiu zamieszkał z nami z lekką żółtaczką, więc przez pierwsze dni karmiłam go przez sen, żeby zmniejszyć poziom bilirubiny. Szybko przestałam i pozwoliłam mu spać tyle ile chciał. Początkowo budził się regularnie o 2 w nocy i 5 rano, potem godziny pobudek się zmieniały, a Franek potrafił przespać 6-8 godzin bez jedzenia, wiedział też doskonale kiedy jest noc, a kiedy dzień. Nie mogłam w to uwierzyć, bo byłam przekonana, że dzieci karmione mlekiem matki nigdy nie będą dobrze spały.
Nie wprowadzaliśmy żadnego plany, tylko obserwowaliśmy rytm, który Franiu sam ustala dla siebie. W końcu po około 10 tygodniach potrafił zasnąć o godzinie 19, przebudzić się dwa razy na karmienie o 24 i 5 rano, po czym spać do godziny 7.30.
Nie mogłam uwierzyć, Franiu spał spokojnie niezależnie od tego gdzie i jak zasypiał. Po prostu zamykał oczy i po sprawie. W nocy jadł około 10 minut i od razu zasypiał.

Piszę to wszystko bo być może jesteś rodzicem, który w akcie desperacji trafił na ten blog w nadziei na znalezienie gotowego rozwiązania. Jeśli twoje dziecko nie śpi, a Ty bardzo chcesz, żeby to się zmieniło, jest duże prawdopodobieństwo, że nie masz na to wpływu, nawet jeśli śpicie na żyle wodnej, a Ty właśnie przestawiasz łóżeczko.

Moja rada: weź głęboki oddech i spróbuj skoncentrować się na tym co dobre i ważne, i na tym co nie jest związane ze spaniem. W nocy miej koło siebie zegarek i gdy twoje dziecko zacznie płakać patrz ile czasu płacze. Daj mu dwie, trzy minuty, może płacze tylko przez sen i zaśnie samo.
Z moich obserwacji wynika, że rodzice, którzy szybko się budzą na dźwięk płaczu są na przegranej pozycji. Ja niestety budziłam się po sekundzie i od razu stałam w gotowości przy łóżeczku.

Pomocny okazał się dla mnie monitor oddechu, który pozwala mi zasnąć spokojnie, bez czarnych myśli.

Pozdrawiam wszystkich przewrażliwionych rodziców takich jak ja. I wszystkich tych , którzy mają energię i zapał, aby mieć super humor mimo częstych pobudek – jesteście super – i pamiętajcie to minie! Dobranoc.

Napisała Pie Klo
Fot: Karo Turczyńska

1 lipca 2015

Wycieczka w niepogodę - czyli czego nie robić z dzieckiem kiedy pada deszcz

Jeśli kiedykolwiek wpadniecie na pomysł pokazania dwu i pół latkom zamku typu wieeelki Malbork, nie róbcie tego!
Tak bardzo "niezwykła" była nasza wycieczka do Malborka, że znów postanowiłam pojawić się na naszym blogu (wybaczcie przerwę!). 

Zaczęło się od tego, że dzień znów był deszczowy... za rok serio, wynajmiemy mobile home na południu i będziemy mieć w nosie polską pogodę niczym z wysp brytyjskich.... 
A co robi klasyczna polska rodzina podczas wakacji, gdy pogoda nie dopisuje? Wybiera się na wycieczkę.
Nas pognało do Malborka. Pamiętałam ten zamek dość dobrze z mojej pierwszej tam wizyty z rodzicami. A ponieważ teraz byliśmy niedaleko, postanowiłam pokazać swoim dzieciom największy zamek na świecie.
Córka - 7 miesięcy, Syn - 2 lata 5 miesięcy. 
No cóż...zdecydowanie znów będziemy musieli tam wrócić.

Moje rady na taki wypad są takie: nie bierz ze sobą zbyt wielu rzeczy, jeśli aktualnie odpieluchowujesz swoje dziecko, dopilnuj aby przed wycieczką załatwiło wszystkie swoje potrzeby, weź nosidło dla maluszka, zostaw wózek (zbyt wiele schodów, poziomów i kostka brukowa, z którą najlepszy wózek średnio sobie radzi), nie ubieraj się za ciepło, załóż wygodne obuwie, wybierz kurtkę przeciw deszczową zamiast parasola (po parze rąk u dwójki rodziców, może nie wystarczyć  na noszenie parasolki), od razu zrezygnuj z własnego zwiedzania i próby wysłuchania opowieści na temat tego, co właśnie widzisz, bo to tylko podniesie Ci ciśnienie, które i tak jest już zbyt wysokie, i najważniejsze...na zwiedzanie, jeśli jednak masz możliwość, wybierz ciepły dzień.
Umęczył nas ten dzień potwornie, zajechał i spowodował, że już tylko chciało nam się z siebie śmiać. W końcu zrobiliśmy to na własne życzenie. Nasze dzieci już nie pamiętają tej wizyty, a co dopiero za kilka lat, gdy mogły by zabłysnąć w szkole. 
Nawet wizyta w świetnej restauracji, mieszczącej się na dziedzińcu głównym zamku, okazała się męką, gdy z uporem maniaka co 10 minut odwiedzaliśmy WC, by dziecko starsze załatwiło co trzeba w toalecie. 

Podsumowanie wizyty w Malborku styranego Męża było bezcenne "tego dnia Ojca nigdy nie zapomnę!"


Napisała Czarna Karla