28 września 2013

Różnimiesie i Robimisie - Agata Królak

Dwie książeczki Wydawnictwa Dwie Siostry. Bardzo mi poprawiły humor. 
Minimalistyczne i idealne. Mimo, że składają się dosłownie z paru wyrazów, są niezwykle bogate w treść. 
Każdy obrazek to okazja do snucia opowieści. Prosta kreska, która zaskakuje drobiazgami. 
Pięknie wydane, kartki: kartonowe grubasy.

Poza tym, to po prostu... "książeczki dla tych, którzy chcą wiedzieć, czym się zajmują i czym różnią się misie". 

Gorąco polecam recenzje Misiowych Książek na naszym ulubionym książkowym blogu




Obrazki ze strony wydawnictwa Dwie Siostry: http://www.wydawnictwodwiesiostry.pl/

Napisała Piekło.

O co chodzi z tymi włosami?

Mam taką prywatną teorię/obserwację. Dotyczy mam pierwszych dzieci (a może i drugich też, ale póki co doświadczyłam tego jeden raz).
Teoria brzmi: każda (bądź większość mam) świeża mama prędzej czy później zdecyduje się na obcięcie/skrócenie bądź radykalne cięcie włosów. 
Obserwuję to wśród znajomych bliższych i dalszych, u rodziny i ... na własnym przykładzie również potwierdzam.
Zaczyna się od tego, że na samym początku, gdy pojawia się w domu nowy mieszkaniec, nie dbamy zbytnio o wygląd, włosy. Nie bardzo nam na tym zależy, bo przecież co to za błahostka w obliczu Nowego Życia, które dopiero co przyszło na świat. 
Potem następuje kryzys...po mniej więcej 3 miesiącach, włosy zaczynają nieprzeciętnie wypadać. Pamiętam, że byłam bardzo zaniepokojona, bo takiej lawiny jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Powodem jest oczywiście karmienie piersią. Szkraby wysysają z nas wszystko. To nie tylko szybki sposób na powrót do wagi z czasów licealnych ale też niestety na przerzedzenie czupryny.
Pomógł wówczas Jantar firmy Fermona. Dwa tygodnie wcierania i tydzień przerwy. I tak przez 2 miesiące. Zużyłam 2,5 opakowania i zadziałało. Włosy przestały wychodzić garściami.
Następnym etapem była chęć czegoś zmienienia. Zwykle działam impulsywnie, jak coś wymyślę to niezbyt długo noszę się z zamiarem wykonania. Działam dość szybko. Zatem jednego dnia zapragnęłam mieć krótkie włosy a drugiego je ścięłam. Satysfakcja - 5 punktów na 10. Jednak po wizycie u raczej nielubianego fryzjera nastąpił niesmak. Znów się przekonałam, że tam nie należy chodzić.
Mimo wszystko temat jakoś przycichł, znów przestało być to dla mnie istotne....do czasu, aż udało się dotrzeć pod właściwe nożyce i tak radykalnie włosy z niby krótkich, stały się krótkie na serio.

Potwierdzam więc na własnym przykładzie teorię o ścinaniu włosów, jako nowości symbolizującej zmiany w życiu :)




   To oczywiście Carey Mulligan. Moje transformacje były podobne.



    Inspiracja absolutnym klasykiem.


Napisała Karla

24 września 2013

SZYNKARNIA -> Zdrowo - Razowo.


Mój faworyt na wrocławskiej mapie konkretnych przekąsek.
My, trzy mamy zrobiłyśmy cotygodniowy nalot. Trzy wózki, porozrzucane zabawki i na zmianę stękające dzieciaki. Obsługa bez mrugnięcia oka zachowała uśmiechy do końca.

W Szynkarni stawiają na zdrowy slow food, ale podany bardzo szybko. W lokalu poza lanym piwem, serwują przepyszny starosłowiański podpłomyk z mąki razowej, która poza tym, że jest bardzo zdrowa nie powoduje, że rośnie nam pupa, przynajmniej nie tak szybko jak                 w przypadku mąki białej.
Najbardziej smakowały mi podpłomyki zawijane z sosami.
Konsumowanie umila widok lodówki, pełnej wędlin i serów, którym trudno się oprzeć.

Wystrój bardzo ok. Bez fajerwerków, ale przytulnie i bardzo czysto. Pachnie prawdziwym chlebem i domowym ciastem.

Do dyspozycji starszych dzieci jest mały stolik i krzesełka. Z noworodkiem jest trochę trudniej, ale na poziomie -1 w strefie klubowej jest sporo miejsca i duże stoły, na których w razie awarii można zmienić pieluchę.

Szynkarnię prowadzi nasza pani dietetyk, która zna tajemne sposoby na to, jak zachować piękną figurę, bez wielkich wyrzeczeń. Dlatego człowiek zjada to wszystko w pewnym sensie usprawiedliwiony :-)

Moja ocena 9 i od razu mówię, że wrócę!

22 września 2013

Naciśnij mnie

To jest książka, którą powinien zobaczyć każdy, niezależnie od tego czy ma dzieci, czy nie.
Nie mogę zdradzić zbyt wiele, powiem tylko, że jest dużo kolorowych kropek i że będzie się działo!

Zapasy na zimę

Odkąd na świecie jest nasz 8 miesięczny synek, faktycznie życie nieco się zmieniło. Wśród wielu zmian takich jak: permanentne niedospanie, pojawienie się leku na poprawienie nastroju w postaci uśmiechu dziecka, reorganizacji całkowitej, odkrycia w sobie niespodziewanych zapasów cierpliwości, pojawiła się nowa umiejętność, a mianowicie działanie z prędkością światła, petardy, dynamitu, podpalonego fajerwerka.
W związku z tym, nie jest już problemem karmienie kaszką i jednoczesne jedzenie własnego śniadania, mycie zębów jednocześnie wrzucając pranie do pralki, gotowanie obiadu dla dorosłych i blendowanie zupek dla Malucha, jednocześnie usuwając wszelkie możliwe siedliska moli, których od powrotu z wakacji nie mogę się pozbyć....zatem czemu by nie dodać sobie nowego zadania. 
Ponieważ Jaś wcina już ładnie jedzonko, które dla niego przygotowuję, już kilka tygodni nosiłam się z zamiarem przygotowania zimowych przetworów, które przypomną nam o lecie, a przy okazji bez sztuczności i konserwantów nasycą moje dziecko.
Kto kiedykolwiek mierzył się z tematem domowych przetworów, wie że to nie takie hop siup.
Po pierwsze - warto zakupić do tego owoce wiadomego pochodzenia (wykluczam zatem supermarkety i udaję się na hale targową).
Po drugie - aby uzyskać sensowną ilość słoików, należy kupić min. 10 kg owoców (mi wyszło 15 słoików z 10 kg).
Po trzecie - 10 kg owoców należy obrać!!! Oczywiście w trakcie opiekując się Wszędobylskim.
Po czwarte - wielogodzinne gotowanie i regularne mieszanie (nawet nie pomyśl, że będzie czas odpoczynek).
A po piąte - najtrudniejsze dla mnie - wekowanie - od tego zależy, czy zapach lata przyfrunie podczas odkręcenia słoika, czy szybko odfrunie, gdy okaże się, że pleśń zainfekowała jedzonko mojego dziecka. Do tej skomplikowanej czynności zaprosiłam do współpracy doświadczoną Mamę (dziękuję bardzo!) i liczę na to, że nasza praca nie pójdzie w pierony. A żeby tak się nie stało warto maksymalnie porządnie umyć i wysuszyć słoiki, a po przełożeniu przetworów, szczelnie zakręcić i położyć do góry nogami i odstawić na 2 dni. Acha,  sprawdzajcie też czy nakrętki nie są uszkodzone, słoiki muszą być szczelnie zakręcone - to cały sukces.

Przetwory są wymagające czasowo, to fakt, ale zdecydowanie warto je teraz przygotować (ostatni dzwonek, za chwilę ceny owoców podskoczą albo same owoce znikną z półek). 
W zimie będę z radością otwierać własnoręcznie wykonane słoiczki i karmić nimi Jaśka z czystym sumieniem, bo to samo zdrowie. Docenię też swoją mobilizację, bo później tylko już otworzyć i podgrzać.




                                                           Tu pięknie parują gruszki


 I gotowe:
powidła śliwkowe z pomarańczą 
powidła śliwkowe bez cukru
przecier gruszkowy


Napisała Karla

19 września 2013

Stalbet Cafe i rozbita szklanka

Jak co wtorek wybrałyśmy się na pogadauchy...
 Wybrałyśmy zupełnie nowe miejsce, które przyjmuje gości dopiero od miesiąca. To był wyjątkowo paskudny pogodowo dzień, więc nie oddalałyśmy się za bardzo. Wybór padł na plac Jana Pawła ll, gdzie właśnie mieści się sterylnie nowa knajpka z cegłami na ścianie - Stalbet Cafe.

 WYSTRÓJ
Niby wszystko okej, wystrój dość popularny z próbą wprowadzenia przytulnego klimatu (cegły). Ale jednak lśniące stoły, skórzane (lecz bardzo wygodne) fotele, podwieszany sufit i kolorowe oświetlenie. Przyznam, że z zewnątrz zapowiadało się lepiej. Atmosferę psuje bardzo popowa muzyka w stylu Urszuli czy Kombi.

JEDZENIE
Zamówiłyśmy sałatkę (podana w plastikowym, jednorazowym opakowaniu), bułkę i kawę. Zostałyśmy bardzo szybko obsłużone, pewnie dlatego, że o tej godzinie nikogo poza nami w tym miejscu nie było. Samo jedzenie jednak bez szaleństwa kulinarnego.

OBSŁUGAJednak obsługa ujęła nasze serca. Najpierw Pani zaproponowała krzesełko dla wszędobylskiego Brzdąca. Przyniosła je osobiście i pomogła posadzić Jasia. Następnie jednak wykazała się dużą empatią i cierpliwością, gdy machające ręce Jasia strąciły wszystko ze stołu. Oczywiście skończyło się mini katastrofą, ale ani zbita szklanka, ani porozlewana woda nie zdjęły szczerego uśmiechu z ust przemiłej dziewczyny.

Stalbet Cafe to raczej miejsce na spotkania biznezowe niż na spotkania trzechMam z ich pociechami.








Napisała Karla

11 września 2013

Kiedy urodziła się idea...

Odwiedziłyśmy Bułkę z Masłem.
To zdecydowanie najbardziej stylowe miejsce w jakim ostatnio byłam. 
Pogoda pozwoliła nam zasiąść na powietrzu, gdzie jest zdecydowanie więcej miejsca na trzy wózki. 
Za to w środku,  w długim, nie za szerokim korytażu, mogłoby nam być ciasno.
Muzyka, wnętrze, lokalizacja, wszystko sprzyja spotkaniom towarzyskim, ale średnio wizytom z udziałem dzieci... bo niestety dość długo czekałyśmy na dziewczynę, u której zamówiłyśmy kanapki na gorąco. Długo na nie czekałyśmy i niestety poważnie się rozczarowałyśmy. Jakość poniżej normy, zdecydowanie nie dla mam karmiących.
Acha, przewijaka też nie ma :(

Ale sama Bułka z Masłem to 10 punktów za lans!





 

10 września 2013

START

Startujemy!
Koniec lata i pierwsze jesienne chłody to całkiem niezły moment, żeby rozpocząć blogowanie:-)
TrzyMamy:
Spotkałyśmy się przez przypadek: Maję po latach zagadałam na parapetówce, a Karlę w kinie na sensie dla rodziców z dziećmi. Zaiskrzyło od pierwszego spojrzenia i już na jednym z pierwszych spotkań padł pomysł, żeby pisać razem.
Na początku chciałyśmy testować restauracje niczym Louis de Funès z filmu „Skrzydełko czy nóżka”, ale z każdym dniem pojawiały się nowe pomysły.
Dlatego blog będzie podzielony na pieć sekcji: dzieci, miejsca, shoping, gotowanie i inne.

Chcemy stworzyć miejsce, gdzie mamy znajdą odpowiedzi na pytania, które same sobie zadajemy od kiedy na świecie pojawiły się nasze dzieci.
Każda z nas ma inne spojrzenie na wiele kwestii, dlatego na blogu będą przewijać się różne sposoby myślenia, odmienne punkty widzenia na sprawy mniej i bardziej istotne.
Opowiemy Wam o tym co sprawdziło się u nas i o tym, gdzie naszym zdaniem warto bywać jeśli jest się mamą we Wrocławiu.

Raz w tygodniu odwiedzamy restauracje lub kawiarnie. Będziemy oceniać te miejsca pod kątem wizyty z małym dzieckiem. Prosimy, aby nasze opinie nie były traktowane jako krytyka – zdajemy sobie sprawę, że niektóre z nich to fency miejsca, gdzie nikt nie przewiduje, wizyty z noworodkiem, który w pewnym momencie zażyczy sobie zmiany pieluchy.

Tyle tytułem wstępu. Cu
Magdalena